Świętochowski, Aleksander: Błazen; Q 397
- 8 co nie ma siły utrzymać swojego i za cudzym nie goni. Dobrze z błaznem o prawie i słuszności gadać, ale nie z sędziami. Jeżeli nie przestanie taką bronią wojować, to niedługo ja będę musiał zostać poważnym szewcem, a moja pani - klucznicą. Justyna: (drgnąwszy) Marku! Marek: I wtedy jednak robiłbym takież samw pantofelki. Nie przymierzy ich nawet pani"? (siada u nóg Justyny) Zdejmę te brzydkie, a włożę te ładne. Justyna: Nudzisz mnie. Marek: Tylko nóżki daj mi, piękna pani! (zdejmując trzewiki, kładzie nowe) Ach, te nóżki, takie małe, że w strączkach akacji chodzić by mogły! Wojewodo! Takie białe, że z ich skórki narcyzom korony wystrzyc by się dały. Wojewodo! A takie w dotknięciu miłe, jak puch anielskich skrzydeł.Wojewodo! Justyna: (z zadowoleniem ściągając Markowi z głowy kaptur) Zdejniże kaptur, kiedy tak mówisz. Marek: To mało: gdy patrzę na te śliczne stopki, usta mi się nie do słów, lecz do całusów układają (całuje Justynęw nogę). Justyna: (powstawszy - dumnie) Nałóż kaptur, błaźnie! Marek: Ha, ha, ha, wojewodo - jakie słodkie! (wchodzi Krystyna) Justyna: No, cóż? Krystyna: Widziałam pana (ogląda się na iV iarka)