Świętochowski, Aleksander: Błazen; Q 397
- 2 drogi przy klasztorze uciekały. Wtedy zbrzydziłem sobie ród niewieści na zawsze. Krystyna: Ach, ty obmierzły nietoperzu, zaprzesz się może.. Marek: Żem kilka razy wieczorami koło okna panny latał? Krystyna Koło okna ! Marek: Czasem i przez okno wskocżyłem, ale cóż ja temu winien, żeś panna, wróblami ciągle się pasąc, igraó ze mną chciała'? Napij się teraz cynamonowej wódki, to ci wszystką złość do mnie z ciała wyrzuci. A jeśli chcesz koniecznie iść tego roku za mąż, usiądź pierwsza na tym krześle,na którym przed cnwilą ksiądz siedział. Krystyna: Bodaj cię jutro na cmentarz wyprowadził,oszuście, lisimałpo, wilczy zębie! Marek: Słuchaj mnie, dziewko: jeden kronikarz" widzisz, sroko, że ja kronikarzów czytuję - otóż jeden kronikarz powiedział: czyż gwiazdy przez to ciemnieją, że na nie murzyn palcem wskazuje? Co znaczy: czyż ja przez to nikczemnieję, że ty mi wymyślasz? Krystyna: Tobie mną pogardzać? A wiesz ty, chamski wiórze, żem ja szlachcianka? Marek: Szlachecka szyszka. Krystyna: Ze znanego rodu... Marek: Drobnych szlacheckich pcheł, które w naszym kraju gęsto nogi panów obłażą. Twój ojciec pewnie jakiemu kasztelanowi lub wojewodzie językiem buty glansował,jego koniom ogony zawiązy-