Świętochowski, Aleksander: Błazen; Q 397

- 3 ­wał i za u^o wołowe z konewką piwa na sejmikach służył. Krystyna: Kie ruszaj go w grobie, nie ruszaj, bo jak mi jego pamięć droga, tak ci złą gęb<* podrę! Marek: Za co, aniołku, za co? Myślisz, że nie wymawia­łem Panu Bogu, dlaczego mnie nie stworzył drob­nym szlachcicem? Ale Pan Bóg odpowiedział: "Mój Marku, co ci potem? Czy sądzisz, że cho­dzić człowiekowi ze zgiętym karkiem wygodniej, niż z wyprostowanym? A zresztą: mieszczaninem nie jesteś, bo nie handlujesz, chłopem - nie, bo nie orzesz, żydem - nie, boś katolik, więc tylko wsadź za pas łyżkę i widelec, ażebyś zawsze był gotów do jedzenia, a będziesz szlachcicem bez herbu jak biskup inflancki bez kapituły. Nadto umiesz czytać, pisać,grać, rysować i ładne trzewiczki wyszywać; a tymcza­sem panna Krystyna czym na szlachectwo zasłuży­ła? Żebym jej dziurek w nosie nie przekłuł, to by uchem wąchała. Tak mi Pan Bóg odpowie­dział." Krystyna: Chyba bies z czarownicą, twoi rodzice, piekiel­niku, co wszystko wydrwiwasz i nawet godnej krwi ludzkiej nie szanujesz. Marek: Ale gdzie tam, ja tylko w twojej krwi dobrego gatunku nie uznaję. Według mnie prawdziwa szlachta są to tacy ludzie, których, gdyby dużo na tobie przeliczyć, to jak dukaty na suknie zostawiliby ci trochę swego złota. Jeżeli więc zgodzisz się, żem ja dukat, to ja

Next

/
Oldalképek
Tartalom