Świętochowski, Aleksander: Błazen; Q 397
- 18 Michał Marek: Michał Marek: Otóż ten stróż bezpieczeństwa publicznego był tak sińcami pokryty, że troskliwie spytałem, czy go noc tak gęsto i silnie wycałowała. Chciał mnie przyaresztować, ale ŻE władza jego w dzień ustaje, więc radziłem mu, ażeby poczekał do wieczora. Czy nie słusznie? Pan Pielesz chyba ze smutku oniemiał. Bez potrzeby. Nic złego stać się nie może, bo kiedy palestranci w trybunale wyszli na ustęp i zaczęli pokornie śpiewać litanię, ja najgłośniej powtarzałem: zmiłuj się nad nami - to jest nade mną i pieleszem. Chociaż znowu o mało ze mną coś bardzo złego się nie stało, nie licząc pętlicy, którą mi przy wyjściu ten drapichrust na szyję zarzucił. Woźny, który z wokandy sprawy wywoływał, czytać nie umiał, a ponieważ żaden ze światłych obywateli w tej trudnej sztuce wyręczyć go nie mógł, więc przysuwam się i zajrzawszy w papier, szepnę: Marek błazen przeciwko wojewodzie j Krzysztofowi Slepowronowi... (powstając nagle) Poproś tu żony mojej. Woźny to podszepnięcie okrzyczał, a wtedy ja... (z gniewem) Poproś żony mojej. Nie usłyszałem, ojczulku, bo zdawało mi się,że ci wojewoda i żonę zabrał. t