Świętochowski, Aleksander: Błazen; Q 397

- 19 ­Scena VII. MICHAŁ, później JUSTYNA i MAREK. Michał: Marek: Justyna: Michał: Marek: Justyna: Marek: Michał: Justyna: Marek: Michał: (sam) Nieszczęście jak owad się pleni, więc może.. Ale nie. . . Ona tale.. . (wchodzi Justyna, za nią Marek). Zasmuciłaś się pewnie moimi strapieniami najniepotrzebniej. Patron zapewnił mnie, że pomimo gróźb i przekupstw wojewody sąd niezawodnie o­świadczy się za nami. A wojewoda za panią. Dałby to Bóg, bo inaczej... Cóż inaczej? Przecie są wyższe s^tdy. i W niebie . .. Ech, mój drogi, tak wątła nadzieja dobra dla tych, którzy umierają, ale nie dla tych, którzy żyć pragną. Gdybym jutro ze świata zejść miała, wystarczałaby mi nawet skłamana pociecha, że kie­dyś moje pragnienia zadowolonym będzie; ale po­nieważ jeszcze długo na ziemi zostać zamyślam, więc wolę łaskawość sądów niższych, niż sprawie­dliwość wyższych. A ja, gdybym w tych słowach mógł umaczać palce, oblizałbym i powiedział: bon sos! W najgorszym wypadku coś nam zostanie. Wstyd... Bon sos! A chociażby nic, to jeszcze pracą zdołamy byt nasz dostatnio podtrzymać.

Next

/
Oldalképek
Tartalom