Świętochowski, Aleksander: Błazen; Q 397

-» 17 ­Marek: A panu się coś nie należy? Bo zostałem kasje­rem wojewody i wypłacam jurgielt jego przyja­ciołom. Ambroży: Żeby on tylko ci tych wydatków nie zwrócił (wychodzi). Scena VI. MAREK i MICHAŁ. Marek: (przyglądając się Michałowi) Smutny ojczuś ­nawet Marka nie wita. Fe! Przecież dopiero egzekwie nad Pieleszem śpiewają a do eksporta­cji jeszcze daleko. Ja siQ nie martwię,chociaż mnie hajduk wojewody na stryczek chciał zła­pać (wyjmuje sznur z kieszeni). Wyrwałem mu go i wziąłem, będzie na czym w szczęściu kogoś a w nieszczęściu siebie powiesić. Prawda, oj­czulku? Kie odzywasz się do mnie, byłem w try­bunale, a co widziałem! Ile razy jaki deputat się zbliżał, żołnierz stojący na warcie krzy­czał: raus! co ma być sygnałem, ażeby patrol na spotkanie wybiegał i broń prezentował, a co właściwie po niemiecku znaczy: precz. hultaju! Tak. Dziedzic milczy? Ponieważ na mnie nie krzyczeli "raus!", więc wszedłem do sali i zaraz przywitałem instygatora, wielkiego męża, który codzień wieczorem wtedy w kuchni mar­szałkowskiej jeść a w mieście rządzić zaczy­na, kiedy już wszyscy jeść i rządzić przestaną.

Next

/
Oldalképek
Tartalom