Świętochowski, Aleksander: Błazen; Q 397

- 10 ­miejsca, gdzie stałam, a spostrzegłszy mnie, zawo­łał: "Tak, tak, dudek w orłem gnieździe... Czub mu wyskubięl Ale wszystko jego żonie oddam, oddam na­wet to, co mam, chociażby darami moimi błotną drogę wysypać miała. On mi ją zabrał, ja mu tylko całą skórę zo st awi ę!" Justyna: Szalony! Czyż on nie wie, że jestem żoną... Krystyna: Wie, ale - mówią - do zapamiętałości w pani zako­chany. Nie przez chciwość pana procesuje, bo cho­ciaż mu się przecie niczym nie zasłużyłam,odchodząc sypnął na podłogę garść dukatów i powiedział: "Pozbieraj je panna i rzuć w ślepie temu, kto przed > twoją panią zawarczy, że Slepowron skąpy." Justyna: Dziwny człowiek... Krystyna: Jak król srogi i szczodry - prawdziwy wielki pan. Tylko błazen go oczernił i wściekłym rysiem zrobił, bo ten niecnota świętego w piekle by unurzał; Ani wiary nie zna, ani cnoty uczcić nie umie; ja go unikam, a on jutro gotów ogłosić, że go gonię. Tak i z wojewodą. Chociaż mu nic nie winien, on jadowitym swoim żądłem ciągle go kole. A przecież to pan... Justyna: U kogo ty służysz: u Pielesza czy Slepowrona?" Ach,czyż ja panu naszemu uchybiam? Krystyna: (zmieszana) Niech go Bóg pani na wieki w szczęściu zachowa! "On jej nie wart!" - bluźnił jeszcze woje­woda, a jednak o tym nie wspomniałam. Jezu drogi! Alboż... Justyna: Dosyć! (przechadza się zadumana- do siebie) Jemu zabierze,ale mnie odda - to wszystko jedno, j *

Next

/
Oldalképek
Tartalom