Świętochowski, Aleksander: Błazen; Q 397

- 11 ­będę posażniejsza... Nie wart mnie?...A wreszcie... dzieci nie mamy (wpada Michał). Scena IV. JUSTYNA, KRYSTYNA i MICHAŁ. Michał: (wzburzony) Nie udusi mnie, nie udusi podły ten tygrys. Justyna: Dobrze, że wracasz. Jestem niespokojna. Michał: Nie kłopocz się, moja najdroższa. On ma zęby, ale ja twardy (do Krystyny) Wody przynieś, język mi się na węgiel spali (Krystyna wychodzi). Piekło! (siada) Justyna: Czy już sprawa wprowadzona? Michał: Zaraz będzie. Nie mogłem być przytomnym, bo mu­siałbym chyba r^ce sobie poodgryzać, żeby nie ująć szabli, która mi się do tego nikczemnego łba wyrywała. Straszą; kraj, straszne czasy, które pozwalają rozbojowi w sądach swoje prawa uświęcać. 0, niech lepiej nigdy nie doczekam • dzieci, niż żeby jak ja miały być pastwą roz­kiełznanej siły! Justyna: Ależ może trybunał żądaniom wojewody nie ulegnie i przed krzywdą cię osłoni! Są w nim także ludzie uczciwi, tobie przyjaźni.

Next

/
Oldalképek
Tartalom