Świętochowski, Aleksander: Błazen; Q 397
- 4 Krystyna: Marek: Krystyna Marek: Krystyna: Marek: zgodzę się, żeś ty pozłocone sukro. (płacząc) Zdradził... porzucił... wiera. jeszcze ponie(udaje płacz) To też pozwij mnie, kochana panno Krystyno, a z pewnością zapłacę dwa funty pieprzu kary, jak za rzucanie kamieniami na żydowską bożnicę. (jak wyżej) Bóg cię sam skarze. Przestałbyś ty, świerszczu, skakać, niechbym tylko doniosła wojewodzie, coś na niego przed panią mówił, gdy się o nią starał, i co dziś jeszcze gadasz. Leć i wygadaj wszystko, co twój kurzy rozum spamiętał, a nie zapomnij dodać, że błazen pana Pielesza przysyła wojewodzie ciebie w zamian za panią Pieleszową, którą mu odebrał, Aresztą sam go uwiadomię o tym podarku; bo idę właśnie do trybunału na sądy, jako deputat od pcheł szlacheckich, gdzie mnie niezawodnie wybiorą marszałkiem. Mam nadzieję, że uradowany tobą wojewoda zrzecze się nawet pretensji do majątków mego pana. (tłumiąc gniew) Ale nie zrzecze się ciebie. (przegląda się w ^ustrze i poprawia sobie ubranie) Uszki stoją - kapturek dzwoni (zwróciwszy się do Krystyny) a zgadujesz panna, dlaczego noszę strój czerwony? Dlatego, żeby się indory na mnie gniewały. Czemu to urodzona panna Paździora taka smutna jak nienakręcory zegar? Że ja się wyśliznąłem? Ach! święty mój patronie,