Szaniawski, Jerzy: Zegarek; Q 398

- 11 ­Ja n : A... To pani Artenowa już umarła... Pani: Był pan posądzony o kradzież zegarka (po chwili) Siostra moja... umierając... wezwała mnie do siebie. Mówiła, że szukała pana przez wiele lat, ale napróżno. Kazała mi za wszelką cenę pana odszukać i powiedzieć, że ten zegarek wzięła... mówmy zresztą dosłownie, jak powiedziała - że ten zegarek ukradła ona. (Chwilowa pauza) Tak, ona, moja siostra. Jan: (Prawie szeptem) Co pani mówi... Pani: Ciężko zawiniła wobec pana. Cierpiała nad tyra bardzo. Cóż już dużo o tym mówić... Odnalazłam pana. Wie pan teraz prawdę. Jan: (Na wpół do siebie) Więc tak, po tylu latach, nareszcie... (Ocknął się - innym tonem) Ależ proszę pani! To, co pani mówi, to rzeczywiście jest wprost nadzwyczajne, ale ... ale to nie­możliwe. Pamiętam wszystko. Przecież ze sklepu nie wychodziłem. Siostry pani w sklepie nie było. Nie, to niemożliwe. Stało się to w prze­ciągu paru minut. Tak, pamiętam - szef wyszedł, po jego wyjściu rozmawiałem z pewnym adwokatem, stałym naszym klientem - szef zaraz wrócił, spostrzegł brak zegarka. Pani: Siostra opowiadała mi wszystko dokładnie. Czy pami^tai pan jakieś wozy do węgla? j an : Wozy? No tak, pamiętam te hałasujące wozy dosk)­nale. Przypominam nawet sobie,że ów adwokat bardzo się nimi irytował.

Next

/
Oldalképek
Tartalom