Świętochowski, Aleksander: Błazen; Q 397
« - 6 Justyna: Marek: Justyna; Marek: (siadając) Dość tego paplania. Wojewody nie drażnij, bo kpiny twoje do niego dolecą, a wiesz, jak dla nas niebezpieczny. Podobno nawet dziś ma być nasz z nim spór w trybunale rozstrzygnięty. Jak nóżki pani kocham, on tę sprawę wygra, bo ją sam sądzić będzie. Trybunał jest zawsze do wynajęcia dla wielkich panów,a on dobrze zapłaci. Deputatowi pod karą gardła nie wolno dać w g^bę, ale wolno jak najwięcej - w rękę i można być nawet pewnym, że nie odda. Wojewoda od tygodnia im już sumienie wyzłaca, a oni tak radośnie skaczą, tak ogonami kr^cą, że aż miło będzie patrzeć, jak nimi pana Pielesza w palestrzańskiej kniei osaczy i wypaproszy. Nie pomoże sprawiedliwość, gdy jej głodne dziateczki za żerem się rozlecą. Śmiesznym nawet byłoby żądać, ażeby wojewoda przegrał, kiedy niektórzy deputaci już za pieniądze od.' niego córkom wyprawy pękupowali. (zamyślona) Nie pleć. Wszystko jedno: więcej mi nie przyrzecze, niż przyrzekł, że mnie na maść zetrze. Figlarz to rzodkwią i pieprzem tureckim nadziany! A hojny! Na wypędzenie duszy z mojego ojca podobno aż całą brzozę rózg zmarnował. Jeśli chłopu dogodził, to i panom deputatom dogodzi. Duży postawił worek, kiedy sasi talary sypali, ma teraz czym sakiewki trybunalskie napełniać. A pan Mielesz co im pokaże? Dowody, że majątki, które mu wojewoda