Świętochowski, Aleksander: Błazen; Q 397

- 21 ­Michał: Justyna: Ambroży: Michał: Ambroży: Michał: Ąmbroży: Michał: Ambroży: Zgiń powietrze sprzed ust, które ten nikczemny wyrok wydałyl Bodaj pierwszy piorun ich przedajne łby potrzaskał! Bodajby im wszystko w przestrze­ni na pieniądz się zamieniło! Bodaj im dzieci po to tylko się rodziły, ażeby przekląwszy swych ojców umierały! 0, płody gwałtu i chciwości! Gdyby dla osądzenia mnie wypuszczono najdziksze zwierzęta z klatek,szaleńców ze szpitali i zło­czyńców z więzień, jeszcze i przed tym trybuna­łem wygrałbym moją sprawę, którą przed sądem uczciwych obywateli przegrałem. Dla dogodzenia żądzom jednego zuchwalca odarto mnie z mienia, odebrano o'jca, shańbiono matkę. 0 matko moja, poskarż się Bogu, jeśli go oglądasz! (do Ambrożego) Cóż teraz począć? Pani nam odpowie. Wojewoda bowiem gotów oddać zabrane majątki. Oddać? Żonie pańskiej. Mojej żonie? .Pod warunkiem. Żeby jego kochanką została - co? Niebezpiecz­nie, panie Piskorz, ustom wyrzucać wszystko, co kto w uszy włożył. Uciekaj pan, bo mogę się za­pomnieć i kawałkami z ciebie psów na ulicy ob­dzielić. Ostrożnie, panie, bo ja się szczerze staram, żebyś nie potrzebował psom na ulicy kęsów wy­dzierać. Wojewoda ...

Next

/
Oldalképek
Tartalom