Szaniawski, Jerzy: Zegarek; Q 398
- 16 co ma warsztat w domu. Kupujących mało i tak w ogóle... wolę siedzieć tu sobie sam, sam, sam mój drogi... bo wiesz, moja ... (zaczyna łkać) moja żona... już nie żyje... Jan: Nie żyje... No cóż,panie szefie... trudno... Szef: Ktoby pomyślał, że ona pierwsza. Jeszcze taka młoda... Ha, cóż o tym mówić... z nikim o niej nie mówię - tylko, żeś ją znał, a dawno nie widzieliśmy się - więc tak jakoś. Jan: A te wozy? Wpół do pierwszej i jakoś ida nie słychać. . . Szef: Wozy? Jakie wozy? Aaa... pamiętam... Nie, już i ten węglarz wyniósł się stąd... wiele się zmieniło... wielu już z tych, których znałeś, nie żyje... Mecenas Pyr także... Tak .. przypomniały ci się te wozy. . . Areszt**' już tu i bruki mamy inne asfalt. Hałasu takiego nie ma... No, n_e cóż u e&ebie słychać? Gdzie przebywałeś? Jak ci się powodzi? Jan: Przebywałem stale w Szwajcarii. Szef: Aż w Szwajcarii? Jan: Tak, aż w Szwajcarii. Powodzi mi się dobrze. Tak dobrze, iż mógłbym z łatwością zapłacić za ów zegarek, który zginął niegdyś w pana sklepie. Pan zapewne czekał na mnie i dziwił się,że tak długo. Szef: To prawda... dziwiłem się...Ale teraz widzę,że nie mogłeś wcześniej. Tak...myślałem czasami,żeś... już zapomniał.