Szaniawski, Jerzy: Zegarek; Q 398

10 Jan: Pani: Jan: Pani: Jan: Pani: Jan: / Pani: Hm... zapewno szereg wypadków sprawił, że się tam znalazłem. Mieszkałem niegdyś tutaj. Praktyko­wałem u pewnego zegarmistrza. Jest nawet ten sklep do dzisiaj... Żyje nawet ten zegarmistrz... (cały czas mówi jakby w zadumie) Po przyjeździe coś mnie ciągnęło, żeby przejść koło tego sklepu... Zajrzałem nawet przez szyby do wnętrza i zobaczyłem • swego szefa... Bardzo postarzał, ale - żyje.Tak... niegdyś w tym sklepie spotkał mnie przykry wypa­dek. Musiałem szefa swego opuścić. Tułałem się później po prowincji, po dworach, po plebaniach. Natrafiłem na zamożnego pana, miłośnika starych zegarów, który zainteresował się mną i wysłał do słynnej "Szkoły Zegarmistrzów" w Genewie. Tam już pozostałem... Tak: wypadek... (ocknął się z zadu­my) Ale... dlaczego panią to interesuje? Niejeden Polak mieszka na obczyźnie. Zadałam panu zo pytanie... ot tak... Powiem prawdę, żeby... odlwec trochę chwilę, w której powiem panu rzeczy bardzo ważne. Ja proszę pana wiem, jaki spotkał pana "wypadek" w sklepie zegarmistrza. Pani wie?! Znam tego zegarmistrza. Pana Artena?? Tak. Jestem siostrą jego żony. Ach, tak? Jego nieżyjącej od pięd u lat żony.

Next

/
Thumbnails
Contents