Świętochowski, Aleksander: Błazen; Q 397

- 7 ­Justyna; Marek: zabrał i zabierze, do niego należą? Prawo jest z metalu, nie z papieru, złote lub stalowe. Gdy na jednej szali stanie gruby wojewoda z trzosem i kozakiem, a na drugiej cienki Pielesz z błaznem i papierami,- nie przeważymy ich, dobrodziejko, i polecimy w górę. Chyba pani wskoczy na naszą szalę. (jak wyżej) Cóż ja^mógę? Ho, ho, węgle jałowcowe przysypane swoim popio­łem przez rok nie gasną, a jego miłość pod gniewem nigdy się nie wytli. 'Im bestia drapież­niejsza, tym gwałtowni, ej kocha. Wił on się wił, gdy mu panią sprzątnięto! Ja-tego Pielesza ­krzyczał sapiąc - z pańskich łupin wyłusknę i drobno zmielę! A wtedy i ty, bańko - ^odał grożąc ku mnie - w moich rękach pryśniesz. Jeszcze wczoraj wrzeszczał przed trybunałem: "Czego s^Łdy mi nie dadzą, to żołnierze moi wezmą! Pielesza do ostatniego pióra oskubię, Pieleszową, jeśli zechcę, złotymi ozdobię!" Tak ryczy ten ukraiński niedźwiedź. Justyna: Marek: (j.w.) Straszny. Dla kobiet to specjał,chociaż przytęchly. Jakto można grymasić przy takim magazynie! Gdybym był niewiastą, zaraz bym się do niego zalecał. Jego żona będzie miała pieczony obłok, jeśli tego zapragnie. Wszjrstkich obedrze i ją ustroi! A kto wie, czy my z czasem i królewska korona na głowę nie spadnie? To nie Pielesz,

Next

/
Thumbnails
Contents