Świętochowski, Aleksander: Błazen; Q 397

- 20 ­Justyna: Marek: Michał: Mój kochany, praca nikomu dostatku nie dała a nędzę często sprowadziła, Zresztą, wyznam ci otwarcie, że ani sama nie jestem do niej zdol­na, ani na twoją patrzeć bym nie mogła. Kto jeździł w powozie, ciągnąć nie będzie. Żyd. e rozumiem tylko w zaspokojeniu wszystkich potrzeb, bez~ tego jest ono katuszą, na którą chyba wa­riat dobrowolnie się skazuje. Wolałabym nie żyć, niż w łachmanach na barłogu doczekać dnia sąd nego. Bon sos! Ależ nie obawiaj się tego. Najprzód sprawa moja jest jak łza czysta, po wtóre zjednałem sobie wielu deputatów, którzy uroczyście przyrzekli, że do pokrzywdzenia mnie nie dopuszczą. Sam wo­jewoda to przeczuwa, skoro przysyłał z propozy­cją zgody. Lada chwila nadejdzie patron i po­myślną wiadomość nam przyniesie (wchodzi Ambro­ży) • Scena VIII. Ciż i AMBROŻY. i , Michał Zwyciężyliśmy, prawda? Pocieszże pan moją żonę. Ambroży: Na podstawie aktu, przekonywającego o niepraw­nym urodzeniu pańskim trybunał skazał pana na pozbawienie praw szlacheckich i wywłaszczenie z majątków dziedzicznych,które przyznał wojewo­dzie.

Next

/
Thumbnails
Contents