Świętochowski, Aleksander: Błazen; Q 397
SCENA 1. (Pokój Pieleszów w mieszkaniu zajezdnym) MAREK i KRYSTYNA. Marek: (wbiegając z pantofelkami w ręku) Wprzód panna swój cień złapiesz! Nie mam czasu - do trybunatu idę. Krystyna: (goniąc za nim) Ale dlaczegoś wtedy inaczej śpiewał? Marek: (stawiając trzewiki na stole) Kłamiesz panna, bo ja właśnie tym od wszystkich ludzi się różnię, że nigdy nie śpiewam. Krystyna: Mówiłeś przecie, że masz coś dla mnie. Marek: (siadając w fotelu) I prawda. Ponieważ jednak to, co ja miałem dla panny, na krócej starczyło niż to, co panna dla mnie, wiQc dziś proszę za mn^; nie biegaó i pleców mi daremnie westchnieniami nie przypiekać. Krystyna: A kto obiecywał się ze mn^s ożenić? ^arek: Pewnie diabeł. Krystyna: W tobie, wisielcu! Marek: I we mnie bywa, ale do ślubu z panną K ry styną nie namawia. Zresztą on wie, że kiedy nieboszczyk dziad pana Pielesza odbywał rekolekcje u Kartuzów w Warszawie, ja im codziep przed wyjściem na spacer dzwoniłem, żeby kobiety z